wtorek, 13 maja 2025

Bieżeństwo

 

W czasie I wojny światowej, w 1915 roku, przed nadchodzącym frontem Anastazja Wojczuk (z domu Pawlik) w wieku 9 lat wraz z rodzicami (Grzegorz Pawlik i Paulina z domu Ciodyk) została przymusowo wywieziona przez Rosjan głównie koleją do wsi Goryachka (Горячка - w tłumaczeniu na polski: gorączka; 52.33190006839559, 46.99198951357513, w odległości około 35 kilometrów, w linii prostej, na północny zachód od miasta Wolsk nad Wołgą, Rosja). Z Dańc wywieziono kilka rodzin (wszystkich rodzin w tym czasie w Dańcach było grubo ponad 100). Wygnańcy byli w drodze do Goryachki około miesiąca. W Goryachce mieszkali bogaci gospodarze, którzy pomagali wygnańcom (żywność, odzież). Codziennie przynosili jedzenie, zostawiali je na zagacie (ogacenie domu) przy oknie i stukali w szybę. Rodzina Pawlików zamieszkała w pustym drewnianym budynku. Wygnańcy nie otrzymali ziemi, także zarabiali dorywczo, najmowali się do prac rolnych. Rodzice nie puścili córki do rosyjskiej szkoły (dlatego, że rosyjska i prawosławna a nie polska). Byli katolikami (brali kościelny ślub potejemnie przed caratem z dala od domu), na co dzień mówili po chachłacku. Rodzina przebywała w Goryachce do 1920 roku. Grzegorz Pawlik starał się o powrót do Polski. Po długich staraniach wrócili też głównie drogą kolejową do Dańc. W tym czasie w Rosji panował głód. W powrotnej drodze na przygodnych postojach żywili się przeważnie padliną końską i innych zwierząt. Wracali ponad miesiąc. Jak ich wywieźli, tak wracali jedynie z rzeczami osobistymi. Jeszcze w czasie pobytu w Goryachce przyjechał do nich brat cioteczny Grzegorza Pawlika po długich latach zwolniony z rosyjskiego wojska. Kuzyn zapoznał Rosjankę, ożenił się z nią i osiadł na stałe w Goryachce.

Po powrocie do Dańc musieli zamieszkać w budynku szkoły wraz z innymi powracającymi rodzinami gdyż nie mieli żadnych własnych budynków. Zaczęli gospodarzyć i budować się na ziemi po rodzicach. Anastazja po powrocie nie podjęła nauki w polskiej szkole ze względu na wiek. Musiałaby rozpocząć naukę w wieku 14 lat.

Jeden z wysiedlonych (Mazuryk?) z Dańc do Goryachki zaraz po II wojnie wraz z żoną Rosjanką i dwojgiem dzieci powrócił do Dańc.

Kuzyn, brat cioteczny Grzegorza Pawlika przyjechał w odwiedziny do Dańc w latach 50-tych XX wieku. Był tu około miesiąca i wrócił do Goryachki.

W latach 70-tych XX wieku Kazimierz Wojczuk i jego brat cioteczny Stanisław Karpiuk pojechali przez Moskwę i Saratów do Wolska, gdzie wówczas mieszkała rodzina, która przeprowadziła się z Goryachki. Podróż koleją trwała 3 dni. Dzieci kuzyna, brata ciotecznego Grzegorza Pawlika w Wolsku mieszkały w 3 domach. W tym czasie nie żył już ich ojciec ale żyła jeszcze jego żona. Kuzyn miał 4 dzieci. Kazimierz i Stanisław w Wolsku przebywali miesiąc.

Po czym, po roku przyjechały do Włodawy (tytaj mieszkali Kazimierz i Stanisław) 3 córki kuzyna (2 z mężami) z rewizytą. Wizyta trwała około miesiąca.

Korespondencja listowna była utrudniona ze względu na nieznajomość języka polskiego dzieci kuzyna z Wolska.


wtorek, 18 marca 2025

Dwie Matki Boskie Częstochowskie?

 

Jedną z pierwszych rzeczy, którą się zajęli paulini po przejęciu kościoła pw. św. Ludwika było wstawienie małej, współczesnej kopii obrazu Matki Boskiej Częstochowskiej do ołtarza głównego. Towarzyszyło temu zainstalowanie mechanizmu odsłaniającego i zasłaniającego obraz. Obraz Matki Boskiej Częstochowskiej zasłaniano obrazem św. Ludwika:
https://zabytki-wlodawy.blogspot.com/2022/11/obraz-altomonte-we-wodawie.html
https://zabytki-wlodawy.blogspot.com/2022/12/niedostepny-obraz-sw-ludwika-w-otarzu.html

XVIII-wieczny obraz Matki Boskiej Częstochowskiej cały czas znajdował i znajduje się w prawej (od wschodu) kaplicy transeptowej Matki Boskiej Częstochowskiej.
Dopiero po dobrych kilku latach ciągania obrazu św. Ludwika do góry i na dół odpuścili i powrócili do oryginalnego rozwiązania – jedna Matka Boska Częstochowska w kaplicy swojego imienia.


czwartek, 13 marca 2025

„Przyjaciele” zabytków spod znaku „elpe”






Tak wygląda jeden z pomników łowieckich ufundowanych przez Augusta Adama Zamoyskiego znajdujący się pod samym pałacem w Adampolu. To obok z lewej strony, na zdjęciu powyżej, to pozostałości ławeczki. Pomnikami „opiekowało się i opiekuje się” tzw. nadleśnictwo czyli między innymi: Zbigniew Paśnik, Klaudia Łubkowska, Przemysław Łucyk, Joanna Tchórzewska, Jacek Jabłoński, Krzysztof Zalewski, Jacek Pawlikowski i „zawodowy opowiadacz” Włodzimierz Czeżyk („pesel”), który za czasów szczególnych „rządów” w „elpe” „espe” Zbigniewa Z. na falach eteru „zaprzyjaźnionego” RDC wielekroć „rozwodził się” o trosce jaką roztacza nad sławnymi pomnikami łowieckimi tzw. nadleśnictwo.

Gwoli przypomnienia, pierwsze publikacje na temat pomników łowieckich ufundowanych przez Augusta Adama Zamoyskiego pochodzą z lat 1999-2000, czytaj:

https://zabytki-wlodawy.blogspot.com/2018/02/pomniki-owieckie-w-lasach-wodawskich-1.html

https://zabytki-wlodawy.blogspot.com/2018/02/pomniki-owieckie-w-lasach-wodawskich-2.html

https://zabytki-wlodawy.blogspot.com/2018/03/pomniki-owieckie-w-lasach-wodawskich-3.html

https://zabytki-wlodawy.blogspot.com/2018/07/pomniki-owieckie-w-lasach-wodawskich-4.html

https://zabytki-wlodawy.blogspot.com/2018/12/pomniki-owieckie-w-lasach-wodawskich-5.html

https://zabytki-wlodawy.blogspot.com/2019/03/pomniki-owieckie-w-lasach-wodawskich-6.html



niedziela, 26 stycznia 2025

Kuchnia popaulińska w wiecznotrwałej ruinie

 

Gwoli ścisłości paulini kiedy XVIII-wieczna kuchnia była do wzięcia za symboliczną złotówkę nie byli zainteresowani. Nachapali się już (przejęli klasztor do kapitalnego remontu) i zarówno finasowo jak i organizacyjnie byli niewydolni (Jasna Góra nie była rozrzutna). Pierwszy włodawski przeor (po powrocie do Włodawy zakonników) o. Tadeusz Kubik moje nalegania o przejęcie także budynku dawnej kuchnii zwykle kwitował: „dosyć już wzięliśmy na swoją głowę a z kuchnią nie wiadomo co zrobić”.

Krzysztof W. podający się za tzw. powiatowego inspektora n. budowlanego (kiedyś bywali światli i odpowiedzialni architekci powiatowi) jest zainteresowany tylko tzw. kat. budowlaną i przekonuję jakoby kuchni nic nie zagrażało i przetrwa jeszcze długie lata... A konkretnie to jak długo panie W.? Przetwa pana?

W tym czasie p. zorganizowana grupa p. podająca się za tzw. konserwatorów ch.-lub. czeka z wydaniem jakiejkolwiek tzw. decyzji aż wymrą ostatni właściciele i ruina kuchni zamieni się w stertę gruzu osuwającego się na Podzamcze. I pozamiatane po jednym z najstarszych i najważniejszych zabytków Włodawy.


Czytaj:

https://zabytki-wlodawy.blogspot.com/2016/03/jeden-z-najstarszych-zabytkow.html

https://zabytki-wlodawy.blogspot.com/2018/05/postepuje-destrukcja-jednego-z.html

https://zabytki-wlodawy.blogspot.com/2019/05/rozpadnie-sie-i-bedzie-po-problemie.html

https://zabytki-wlodawy.blogspot.com/2019/07/zabytkowy-budynek-dawnej-tzw-kuchni.html

https://zabytki-wlodawy.blogspot.com/2020/03/kto-zaja-i-przegrodzi-dawne-schody.html

https://zabytki-wlodawy.blogspot.com/2022/04/koniec-tzw-kuchni-popaulinskiej-coraz.html


piątek, 27 grudnia 2024

Ołtarz boczny (1) z kaplicy (północno-zachodniej) pw. św. Pawła Pustelnika

 

Kościół pw. św. Ludwika we Włodawie. Feretron: św. Augustyn.

Proboszcz "zapomniał" u konserwatora 4 stołów konsolowych i tyluż feretronów, które stały na nich. „Przelażały się” dobrych kilka lat. Szczęściem następny proboszcz zauważył ich brak i zapłacił za konserwację. Wróciły. Czy te same? Mensy wymienione na nowe. Feretrony z podciętymi wolutowymi podstawami przykręcone na stałe do blatów straciły swoją dawną procesyjną funkcję.








poniedziałek, 9 września 2024

Primum non nocere

 

O czym wiadomo nie od dziś i co potwierdza Marcin Kozarzewski z Monument Service „dobrze zrobiona konserwacja to jest taka, której nie widać” (https://www.rdc.pl/podcast/zawod-czlowiek_yMhPu1LStkLYVB3W7nc1?episode=ApwVpP4YfCdZwjeopKTu&active_page=1) ale co poniektórzy administratorzy zabytków lubią aby wszystko się świeciło jak p... j... A wystarczy wybrać się chociażby do nieodległego Chełm i zobaczyć jak wygląda wnętrze fontanowskiego kościoła pw. Rozesłania Świętych Apostołów – autentycznie!


piątek, 22 marca 2024

Wąwóz i „Łysa”

 

Jeszcze w latach 70-tych XX wieku na dawnym „Obszarze” Zamoyskiego, na północ od obecnej ulicy Lubelskiej - równolegle do niej, Garb Włodawski przecinał wąwóz, który ciągnął się i podnosił od doliny Bugu („nizu”) aż po obecną ulicę Piłsudskiego. W jego środku (bliżej ulicy Przemysłowej) znajdowała się „Łysa Góra”, którą niejako otaczał. „Łysa” była wysokości Garbu Włodawskiego. Ulica Przemysłowa była nasypana i na samym dole wąwozu pod ulicą przebiegał przepust z cementowych kręgów.

Cały obszar wąwozu porośnięty był sosnami („Lasek”), na których nocowało stado gawronów, stąd na trawie lub wydeptanych ścieżkach poniżej zalegały ptasie odchody, zdarzały się także martwe ptaki.

„Łysa” była „ośrodkiem” ryzykownych sportów zimowych takich jak zjazd w „narciarach” (ówczesne buty do nart) po wyślizganej trasie z małą skocznią na końcu itp. Dymiące kominy mleczarni, piekarni i masarni powodowały, że śnieg był z wierzchu szary, z drobinkami sadzy.

Było to też miejsce ulubione przez młodocianą żulię. Gdzie np. wagarujące wyrostki piekły w glinie ukradzioną kurę. Było to miejsce dzikie i wolne. Nie całkiem bezpieczne. Także śmietnik. Dziś zasypane.